poniedziałek, 1 czerwca 2015

szpitalne perypetie

w szpitalu jestem. tak wyszlo. stuknelo juz 6 tygodni - polmetek... 

perypetie szpitalne - raz stres, raz smiech, innym razem smiech przez lzy. 

banda mnie odwiedza, jak czesto sie da. w dzien wyborow prezydenckich tez byli. gadka szmatka, W. wziela tableta, z T. gadam:
- Mamo, na kogo bedziesz glosowala?
- Wiesz, zaden z kandydatow mnie nie przekonuje. jeszcze nie wiem...
Na to W. znad tableta z mina powazna:
- Ja bym glosowala na Szakire...

prawie dorysowalam kwadrat i dopisalam rzeczona ;)

Tegoz dnia tata obiecal wyprawe na lody. zmeczony probowal sie wymiksowac. W. na to:

- wiesz, kiedy sie daje slowo, to sie dotrzymuje go, a jak sie obiecuje to nie ma odwrotu - spelnia sie to, co sie obiecalo, a ty obiecales lody...

w dzien mamy zadzwonily:
W. przeczytala mi, co napisala o mnie, mamie:
"Moja mama jest cierpliwa i lagodna. Lubi dwie papugi i trzy zyrafy".
wzruszylam sie...
i laurki dostalam, i lody najlepsze na swiecie, i Kosie (kocham) od B. :)

B. na stwierdzenie kazdego "jaka ty malutka", natychmiast ripostuje tonem nieznoszacym sprzeciwu:
- ja mala nie, ja DUZIA!
dorasta mi moja okruszka (lat2,5)

otrzymane


wydziergane